winiwta

Tajemnicze obiekty

Można je oglądać z zewnątrz, przez szyby autobusu, udającego się do Lubska przez Krzywaniec. Obiekty te skryte są w lesie, którego właścicielem jest Nadleśnictwo w Nowogrodzie Bobrzańskim. Ząb czasu nie nadgryzł żelbetonowych budynków i konstrukcji. Leśne kompleksy przecinają betonowe drogi, zachowała się linia torów kolejowych, ziemia kryje skomplikowany system kanałów.


Była tu fabryka materiałów wybuchowych, należąca do niemieckiego koncernu chemicznego "IG-Farben", którą wybudowano w połowie lat trzydziestych. W czasie wojny zakłady w Christianstadt (tak nazywano wówczas Krzystkowice) pracowały na potrzeby Wermachtu (produkowano tu materiały wybuchowe).
      Rejon Krzystkowic został opanowany przez Armię Czerwoną manewrem oskrzydlającym od zachodu. Niemcy nie zdążyli więc wysadzić fabryki w powietrze, więc maszyny i urządzenia wpadły w ręce Rosjan. Do roku 1947 Rosjanie zdemontowali i wywieźli na Wschód wszystko, co dało wyrwać z fundamentów.
      W 1948 r. Teren zakładów przejęty został przez Polaków. Obiekty były już pozbawione maszyn i częściowo zdewastowane. Do roku 1958 specjalistyczne przedsiębiorstwo zdemontowało wszystko, co można było jeszcze wykorzystać w przemyśle: konstrukcje stalowe, podesty, rury i kable. Następnie część zabudowań przejęło wojsko. Rozległy obszar, na którym znalazło się wiele niewykorzystanych obiektów, oznakowano jako teren wojskowy.


foto Marcin Olejniczak
Pozostałości korytarzy i zbiorników na chemikalia

W fabryce produkowano proch nitrocelulozowy i materiały inicjujące. Opracowano także prototyp nowych rodzajów amunicji. Testowano je na strzelnicy. Po wojnie znaleziono tam stalowe płyty pancerne o grubości 15 cm, do których prowadzono ogień z prototypowej amunicji. Podczas demontażu licznych urządzeń, wydarzyło się kilka śmiertelnych wypadków. Były one wynikiem eksplozji nitrocelulozowego pyłu, którego resztki zachowały się jeszcze przez wiele lat.


foto Marcin Olejnczak
Fragment kotłowni. Szyby którymi dostarczano węgiel do pieców.

Budynek kotłowni miał piece opalane miałem węglowym, sprowadzanym z kopalń Górnego Śląska. Jednocześnie w koksowych generatorach produkowano gaz, stosowany w procesach technologicznych przy produkcji kwasu siarkowego i azotowego. Transporty węgla przybywały na bocznicę kolejową ukrytą w lesie. Stąd materiał opałowy wciągano wózkami szynowymi na najwyższą kondygnację kotłowni i systemem szybów ładowano do pieców.


foto Marcin Olejniczak
Fragment oczyszczalni ścieków chemicznych. Głębokość zbiorników sięga ok. 2 m.

Silnie żrące ścieki fabryczne neutralizowano w kompleksie oczyszczalni. Wchodziły do niego dwa czterokomorowe baseny rozdzielone skomplikowanym systemem filtrów i osadników, sieć kanałów oraz pomp. W filtrach wykorzystywano ziemię okrzemkową. Przez cały teren fabryki przechodzi kanał, do którego wpadają kolektory o średnicy 20-60 cm. Kanał, ukryty pod ziemią, odprowadzał do Bobru oczyszczone ścieki.
      Zakład czerpał wodę również z Bobru. Na brzegu rzeki zbudowano dwa olbrzymie zbiorniki, skąd woda była pompowana dalej trzema kolektorami o średnicy 80 cm. Zachowały się budynki mieszczące kiedyś stacje pomp i filtry oraz liczne obiekty hydrotechniczne - śluzy, podziemne kanały, studnie i włazy kanalizacyjne.


Autor: dr Mieczysław Wojecki
Artykuł zamieszczony w Magazynie Lubskim
nr 5 s. 11 w roku 1994.


Napisz swój komentarz